piątek, 19 lutego 2016

Dwa



 „Najważniejsze rzeczy w życiu nigdy nie zdarzają się przez przypadek. Ale nawet przy tych, które są nieuchronne, trzeba trochę poczekać, a nawet czasami odrobinę im pomóc..”


  Życie nie zawsze było piękne, wysłane płatkami róż.
Były chwile bólu, rozczarowań, smutku, ale także nieopisanej radości.
Były zwycięstwa, ale też porażki…  Były wzloty i upadki…
To wszystko uciekało z chwilą, jak za klaśnięciem dłońmi…
Nie na wszystko było się gotowym.



         ***


Teraz siedzę w samochodzie razem z tatą, a kierunek jest jeden - klinika.
Będę wracała do pełnej sprawności, można by powiedzieć, że będę się od nowa uczyła chodzić.
Tak jak to było na początku mojego życia…
Pogoda na zewnątrz jest wyśmienita, jak na połowę marca.
Bezchmurne niebo, temperatura powyżej zera.
Samochód zatrzymuje się pod dość sporym budynkiem.
Tata wychodzi z samochodu i wyjmuje wózek, po czym go rozkłada.
Otwiera drzwi po mojej stronie, bierze mnie na ręce i usadawia na wózku. Łapie za rączki mojego tymczasowego "przyjaciela" i prowadzi do ośrodka.
Czekają mnie długie tygodnie rehabilitacji i choćby nie wiem co miało się dziać, nie będę się poddawać.

                                                                    ~*~

Pobyt w klinice leci nieubłaganie szybko. Postępy w rehabilitacji są coraz większe.
Mogę ruszać palcami u stóp i z dużą pomocą rehabilitanta, mogę przejść po sali.
Moje samopoczucie również się polepszyło. Z wielkim bólem pogodziłam się z faktem, że rozdział „skoki narciarskie”  w moim życiu został definitywnie zamknięty.
Uśmiecham się jak kiedyś.
Najwięcej pomogły mi rozmowy z przyjaciółmi, w głównej mierze to zasługa Michaela i Sophie.
Nie licząc mojego brata, to oni znają mnie najlepiej, czasami mam wrażenie, że lepiej niż ja sama.
W wolnej chwili uwielbiałam rysować i nadal uwielbiam.
Jest to moja wielka pasja od dzieciństwa.
Gdy chciałam się uspokoić, czy uciec gdzieś myślami, brałam do ręki szkicownik i ołówek.
 Tak i było w tym momencie.
Piękny bukiet kwiatów, który stał w wazonie na małym stoliczku, został przeniesiony na białą kartkę.
 Słyszę ciche pukanie, a za chwilę blond czuprynę wystającą zza drzwi.
 Nigdy nie czekał, aż powiem proszę.
Wiedział, że zawsze go wpuszczę, nieważne jak się wtedy czułam.
Uśmiechnęłam się szeroko na jego widok, nie widzieliśmy się tydzień…
Schowałam szkicownik pod poduszkę.
 Usiadł na łóżku obok moich nóg. Ucałował mnie w czoło na powitanie, co robił zawsze.
Momentalnie wtuliłam się w jego tors, co się spotkało z rozbawieniem przyjaciela.
 -Też się stęskniłem mała – pogładził mnie po plecach ręką.
-Nawet nie wiesz jak mi tu nudno samej- opadłam na łóżko – ta ciągła cisza jest okropnie wkurzająca i za dużo czasu na rozmyślanie. Wiesz, że tego nienawidzę. –spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. Wpatrywał się nieokreślony punkt za oknem.
-Wiem, że nie lubisz tego, ale musisz przez to przejść, jesteś silna i dasz radę, bo wierzę w Ciebie. – Przeniósł wzrok na moje oczy. Złapał delikatnie moje dłonie i je uścisnął.
Tak chciał potwierdzić swoje słowa.
A ja mogę mu zaufać, bo robiłam to już mnóstwo razy i nigdy się nie zawiodłam.  -Dziękuję, że znów we mnie wierzysz – Przymknęłam delikatne powieki. Uśmiech zagościł na moich ustach, bo pomimo tego co się wydarzyło, jestem szczęśliwa.  – Ale wiesz co? Następnym razem możesz wcześniej przyjść i zabrać ze sobą Sophie, bo zaraz mam ćwiczenia. – Niestety tą przyjemną chwilę musiałam przerwać, bo właśnie nadchodził czas moich ćwiczeń.

Jak na zawołanie do mojej sali wszedł lekarz który prowadził zajęcia. Nie powiem, było to przystojny facet po trzydziestce. Miał również żonę z czego się dowiedziałam, i małego synka, który kiedyś tu był. Bardzo uroczy chłopczyk podobny do tatusia.
- Oj, chyba przeszkodziłem, ale niestety nadchodzi czas na ćwiczenia Chiara - uśmiechnął się przepraszająco. Kiwnęłam twierdząco głową, przytuliłam się na pożegnanie z przyjacielem i poprosiłam go by pomógł mi się znaleźć na wózku.
Po chwili zostałam przewieziona na salę gdzie odbywały się ćwiczenia. Jak tu wjeżdżałam, zawsze myślałam, o swojej rodzinie i przyjaciołach.Byli dla mnie motywacją, by się z tego podnieść i do nich wrócić.
 Nie ważne ile bym tu przesiedziała czasu, ale muszą być rezultaty i po każdych ćwiczeniach muszę się uśmiechnąć i powiedzieć sobie "dałam radę" , kolejnego dnia zrobić dokładnie to samo.

5 tygodni później ...

Ja jestem z siebie dumna, On jest ze mnie dumny i Ona, a nawet cała rodzina.
Jestem szczęśliwa, bo właśnie jutro nadchodzi dzień w którym wychodzę do domu. A dlaczego?
 Bo się nie poddałam, dzięki temu mogę normalnie funkcjonować, może nie śmigam jak to było przed, ale chodzę. Nareszcie mogę robić to o własnych siłach, nie przy pomocy przyjaciół, pielęgniarek czy lekarzy.

Słyszę ciche pukanie, podnoszę się i mówię proszę. Do pomieszczenia wchodzi uśmiechnięta mama.
Podchodzi do mnie i przytula z całych sił. Jest szczęśliwa, wiem to, już nie widzę tego bólu w oczach gdy na mnie patrzy.
 -Przyniosłam Ci ubrania na jutro, bo mnie niestety nie będzie, a chciałam się jeszcze z tobą zobaczyć, pewnie przyjedzie po Ciebie Michael z Gregorem. - gładziła moje włosy dłonią. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej na wieść, kto jutro zawita. - Tylko musisz im napisać dokładnie o której mają przyjechać. - przytaknęłam delikatnie głową na znak zgody.
Gdy moja rodzicielka wyszła postanowiłam się już pożegnać z osobami, z którymi się najbardziej zżyłam przez ten czas.  

Nie pomyślałabym nigdy wcześniej, że przywiąże się do tego miejsca, do tych ludzi aż tak bardzo.
Jeszcze przed przyjazdem tutaj myślałam, że  będę miała gorsze wspomnienia, życie mnie zaskoczyło kolejny raz. To właśnie zasługa tych sympatycznych ludzi z którymi miałam zajęcia, bądź spędzałam wolne chwile.
Najpierw poszłam do Davida, ma on 13 lat i jak się okazało jest on wielkim fanem mojego brata. Bardzo sympatyczny chłopak, któremu wypadek samochodowy pokrzyżował marzenia.
Trenował on snowboard i nie wiadomo czy powróci do tego sportu.
Zapukałam delikatnie w drzwi jego tymczasowego pokoju, gdy powiedział „proszę” weszłam do niego. Uśmiechnął się na mój widok. Podeszłam do jego łóżka. Czytał jakąś książkę, prawdopodobnie biografię jakiegoś sportowca.
 -Jak się czujesz? – podstawowe nasze pytanie, to to o samopoczucie.
 -Coraz lepiej, dziękuję. A Ty chyba już wychodzisz do domu, to nawet nie chcę pytać, bo na pewno czujesz się świetnie. – Tak to prawda, czuję się doskonale z tą myślą. Ten chłopak wie to doskonale, sam chce już wyjść, ale jeszcze jego rehabilitacja trochę potrwa.
 - Zgadłeś, jest świetnie, bo jednak tęsknię za najbliższymi. Trochę tu siedziałam, więc to oczywiste. – Uśmiechnęłam się na myśl, że wrócę do swojego domu. Był on niezastąpiony, a mój pokój był najlepszym miejscem w tym domu.
 - Kto po Ciebie przyjedzie? – zapytał z wielką nadzieją w oczach widział to doskonale, zaśmiałam się cicho.
 - Mój przyjaciel i brat . – poruszyłam znacząco brwiami, trochę się zawstydził, ale widziałam ten błysk w oku.
 - A mogłabyś.. – nie dałam mu skończyć .
 - Tak przyjdę tu z nim i będziesz mógł porozmawiać .- dźgnęłam go lekko w bok, a on mocno mnie przytulił.
 -Dziękuję, że spełnisz moje marzenie. Ale wiesz co? .- pokręciłam przecząco głową i spojrzałam na niego. – Ja się mocno dziwię, że Ty nie masz chłopaka, przecież jesteś taka cudowna, noo i śliczna.- uniósł delikatnie jeden kącik ust, a ja się chyba zrumieniłam. Nigdy nie słyszałam takich szczerych słów, a szczególnie od takich młodych osób.
 - Jeszcze przyjdzie na to czas młody, ale dziękuję za te słowa i chyba będę musiała już iść, bo chciałam się jeszcze pożegnać z paroma osobami. – wstałam powoli i skierowałam się do drzwi.
 -Do zobaczenia David. –pomachałam lekko i wyszłam. Zadziwia mnie ten chłopak, ale tak pozytywnie.
Pożegnanie jeszcze z kilkoma osobami zajęło mi mnóstwo czasu, ale także siły, a spać położyłam się z wielkim uśmiechem na twarzy.

~*~

Trochę mnie tu nie było, ale wybaczcie ;(.
Jak obiecałam na koniec grudnia, tak dotrzymałam słowa ;D Jest wygrana – jest rozdział :p
Myślałam, że trochę wcześniej się to stanie, ale lepiej późno niż wcale.
Mam nadzieje, że kolejny będzie jak najszybciej .
 Standardowo liczę na komentarz pod rozdziałem.J
Pozdrawiam i całuję ;*



czwartek, 2 kwietnia 2015

Jeden


Moje powieki robiły się coraz lżejsze, aż wreszcie je otworzyłam. Oczy z chwilą przyzwyczajały się do jasnego pomieszczenia. W Sali której leżałam nie było nikogo, w okolicach mojej głowy słychać było miarowe pikanie. Nie czułam już tego bólu jaki towarzyszył mi podczas upadku.
Drzwi do Sali cicho się otworzyły, a w ich progu ujrzałam mojego przyjaciela jak i brata, od razu jak mnie zobaczyli, że leże z otwartymi oczyma podbiegli do mojego łóżka.

 - Chiara – zawołali równo. Na moje usta wszedł lekki uśmiech.

 - Dawno się wybudziłaś?- zaczął od razu mój brat.

 - Przed chwilą – wychrypiałam cichutko, ale usłyszeli, gdyż brat kontynuował…
 -Lekarze wiedzą?- zapytał intensywnie się przyglądając.
Kiwnęłam przecząco głową, na co zareagował natychmiastowo wychodząc z Sali.
Zostałam sama z blondynem.
Stanął bliżej mnie i pocałował w czoło. Miło było go znów zobaczyć.
 Nawet nie wiem ile spałam.

 -Ale nam strachu narobiłaś- zaczął.
Zdałam sobie z tego sprawę. To była tylko i wyłącznie moja wina.
Przez własną głupotę, przez chęć wygrania złotego medalu… Wyszło jak wyszło… Boję się, że przez to mogę stracić swoją miłość, pasję jaką są skoki narciarskie.
Zostanie mi tylko się z tym pogodzić, nie będzie innego wyjścia, nie będzie można nikogo oskarżyć o to co się wydarzyło, bo to tylko i wyłącznie ja temu zawiniłam… - Nie rób nam tego więcej.
Spojrzałam w jego oczy i widziałam w nich jak się o mnie troszczy i martwi, a ja za to mogę go tylko przeprosić...
 - Przepraszam – spuściłam wzrok na białą pościel.
 Do pomieszczenia wszedł lekarz, a za nim mój brat.
- Serdecznie witam panią, jak się pani czuje? – spytał sprawdzając coś przy tym co wydawało ciągłe pikanie.
 -Bywało lepiej – mówiłam już swoim głosem – boli mnie lekko głowa i całe plecy. – odpowiedziałam.  - Ma pani prawo odczuwać te bóle, to normalne po takiej operacji i kilku dniach snu.
 - Kilku, czyli ilu?

 -Czterech – zapisał coś na karcie i odwiesił na tył łóżka.
Bałam się zapytać o tą jedną ważną rzecz, chwilę się wahałam, ale zdobyłam się na odwagę.
- Aa…a czy będę mogła wrócić, no wie pan… - nie mogłam z siebie wydusić całego zdania, ale dobrze wiedział o co mi chodzi.

 - Nie chcę żeby to tak strasznie zabrzmiało, ale powiem prosto z mostu: nie… to naprawdę wiele, że ta operacja się udała. Po dłuższej i intensywnej rehabilitacji, będzie pani mogła chodzić – czułam jak w moich oczach zbierały się łzy, a obraz zaczął się zamazywać, ale nie chciałam się w tej chwili rozpłakać. – Chciałbym panią jeszcze przebadać. – spojrzał znacząco na chłopaków.

 - Mogą zostać – wydusiłam z siebie.



~*~

Gdy opuścili moją salę  nie mogła dłużej wytrzymać i rozpłakałam się, jak małe dziecko. Sama zgotowałam sobie taki los. Nie zważałam na nic, ciągłe treningi, przemęczenie, mało snu i organizm nie wytrzymał. Nie myślałam o swoich bliskich, o swoim zdrowiu, byłam zapatrzona w ten jeden cel, to był jeden głupi medal, jakich miałam już wiele. Powinnam dziękować Bogu, że mam jeszcze szanse chodzić o własnych siłach. Zawsze sobie powtarzałam, że karierę zakończę, nie wtedy gdy zdarzy mi się upadek, czy będę w słabej formie, a gdy będę w jej szczycie, kiedy będę jedną z najlepszych.
Bo co to za uczucie, jak ludzie ostatnie co o tobie będą pamiętać, to upadek.
Dlatego teraz muszę dopilnować, by moi przyjaciele nie popełnili tego samego błędu co ja…


~*~

- Mamo, ale naprawdę możesz już iść i tak zaraz pewnie przyjdą chłopaki, to nie będę się nudzić – powiedziałam już lekko zirytowana.
 - No dobrze, tylko tu grzecznie – ucałowała mnie w prawy policzek.
 -Tak, zrobimy tu dziką imprezę – przewróciłam oczami – a zwłaszcza, gdy ja chodzić nie mogę.
Jej oczy momentalnie posmutniały. Wiem, mnie też to boli, ale się już z tym pogodziłam.
Za tydzień zaczynam ciężką i długą rehabilitację.
 - Do jutra córeczko – uśmiechnęła się blado.
W drzwiach sali minęła się z chłopakami.
 - Chiaaraa – zawołał głośno Stefan, niemal wskakując na moje łóżko – Jak dobrze Cię widzieć.
Roztrzepał moje uczesane włosy, za co go skarciłam wzrokiem. On nigdy nie przestanie się uśmiechać. Reszta przywitała się w bardziej kulturalny sposób.
 -Jak się czujesz? – odezwał się Manuel.
 -Wiesz bywało lepiej, ale w porównaniu do dnia wybudzenia, to sto razy lepiej. – uniosłam kąciki ust w szczery uśmiech. Ale to była prawda, od tamtego dnia czułam się lepiej, fizycznie, jak i psychicznie.
Nie było łatwo, ale już się pogodziłam.
 -Mamy dla Ciebie newsa – rzucił wesoło Stefan. Mam się bać?
 - W sumie to dwa – zamyślił się Manu – ale są na jeden temat.
 -No to dawajcie, bo umrę z ciekawości – zerknęłam na Michaela, ale widzę, że i on nie wie o co chodzi.
 -Michael się zakochał – ała?  - ale nie wiemy kto to i nic konkretnego na ten temat, tyle że zachowuje się w ten sam sposób co wtedy jak był z Claudią, a nawet gorzej. – widzę jego zły wzrok, który właśnie w tym momencie zabija chłopaków.
 -Nie wymyślajcie, okej – rzucił ostro.
 -No widzisz? A jednak i nic nie wymyślamy, to są czyste fakty.
 -To się wypchajcie tymi faktami, bo nic nie wiecie.
 - A ten drugi news? – chciałam odbić od tamtego tematu, bo robiło się niebezpiecznie.
 - Didl też się zakochał, no i jest z tą dziewczyną oraz nas z nią zapoznał, a nie jak niektórzy – Manu spojrzał znacząco na Michiego, a ten cały zdenerwowany wyszedł z sali. Nie dziwię się jego reakcji, bo sama też bym się wkurzyła jakby ktoś się wtrącał w moje sprawy, a zwłaszcza na ten temat.
 -I dlaczego ja nic wcześniej nie wiedziałam? Koniecznie musisz mnie z nią zapoznać – mrugnęłam do niego – No i weźcie zejdźcie z Michaela, jakby chciał, to by wam powiedział coś na ten temat, a skoro nie chce, to nie naciskajcie, a sam powie – westchnęłam- przecież znacie go dobrze, o ile nie najlepiej.
  - Najlepiej, to TY go znasz – zaznaczył Thomas, który do tej pory się nie odzywał. Wywróciłam oczami. Możliwe, ale oni też są jego przyjaciółmi i znają na tyle dobrze, by znać sytuacje.
 - A może on coś z tobą, ten tego.. – zaczął niepewnie Diethard, a mi oczy wyszły ze zdziwienia. Jemu to  do reszty wypaliło mózg.
 - Ty to już nic gorszego nie mogłeś palnąć – popukałam się w czoło.
 -Nie oszukujmy się Chiara, przyjaźń damsko-męska nie istnieje, a wy wcześniej, czy później będziecie razem – w naszym przypadku jest inaczej, a oni sobie mogą mówić co chcą.
 - On jest dla mnie jak brat – odpowiedziałam spokojnym tonem głosu.
 -Może i dla Ciebie tak, ale Ty dla niego możesz być kimś więcej… - zmieszałam się trochę, co chyba zauważyli i szybko się pożegnali...
Nie powiem dało mi to trochę do myślenia.
 
Gdy wyszli, za chwilę pojawił się blondyn. Już spokojniejszy.
Poprawił dłonią przydługie już włosy i usiadł na krzesełku tuż przy moim łóżku.
Przyjrzałam się mu uważnie, był zamyślony. Jeżeli będzie chciał, to mi wszystko powie.
Nie znamy się od dziś, gdy będzie się na niego najbardziej naciskać, to tym bardziej nie będzie chciał mówić.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie, miałam wtedy trzynaście lat…

Jeszcze jedno zadanie, dam radę. Matematyka nie jest wcale taka zła.
Przecież to mój ulubiony przedmiot, jeśli tego nie zrobię, to będzie porażka. Z zamyśleń wyrwał mnie głos mamy.
 -Chiara, chodź do salonu, przyszedł Gregor z kolegą, mają pizzę, zjecie na obiad, ja zaraz wychodzę. – przerwa dobrze mi zrobi, jak przyjdę, dokończę bez problemu.
Odłożyłam długopis na biurko, wstałam z krzesła i szybkim krokiem zeszłam na dół do salonu.
Na kanapie z pilotem w ręce siedział mój brat przełączając co chwilę kanały w telewizji.
Obok niego siedział mniej więcej tego samo wzrostu co on, krótko włosy chłopak, widziałam go już kiedyś na treningu, ale nigdy z nim nie rozmawiałam.
 -Cześć – przywitałam się siadając na jasnym fotelu, mój brat nawet się nie odwrócił, co zrobił jego kolega.
 - Cześć – odpowiedział blondyn, spoglądając na mnie uważnie. Spojrzałam na stoliczek, na którym leżało pudełko z pizzą, a raczej z jednym kawałkiem.
Wyciągnęłam rękę, by po niego sięgnąć, lecz on był szybszy. Zaśmiał się cicho, biorąc kawałek kęsa.
 - Nie za dużo już zjadłeś tej pizzy? Niedługo nie zmieścisz się w kombinezon – uniosłam brwi. Gregor roześmiał się głośno, a jego kolega spojrzał na mnie złowrogo.
Zaśmiałam się triumfalnie i wróciłam do swojego pokoju..”

Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.

 - A tak szczerze, jak się czujesz? – Spoglądał na mnie z taką troską.
 Zawsze o innych się  lepiej troszczył i dbał niż o siebie samego. Ważniejsza była rodzina i przyjaciele. Gładził kciukiem moją dłoń. W takich chwilach zawsze to robił. Uspokajało mnie to.
-Fizycznie całkiem dobrze, psychicznie też całkiem dobrze, pogodziłam się z tym, ale ból w sercu zostanie, bo to był moim życiem Michael, ale wiem, że mam dużo wspaniałych osób obok  siebie, którzy mi pomogą. – uśmiechnęłam się przez łzy. Mówienie o tym zawsze będzie powodowało, że będę płakać.

 - Cieszę się, że nie odcięłaś się od nas, jak to kiedyś było, pamiętaj, że zawsze będę przy tobie, bo od czego się ma przyjaciół, nie? – otarł łzy z policzków.

 - Oczywiście, a ja jestem szczęściarą, że mam takiego wspaniałego przyjaciela – zmierzwiłam mu włosy szczerze się uśmiechając. Spiorunował mnie wzrokiem, wiem, że nie lubi gdy mu się to robi, tak samo jak ja. – Chciałam się Ciebie spytać Michi, czy to co chłopaki mówili, to prawda. – Spróbowałam wkroczyć na ten niebezpieczny teren.
Zmieszał się i nerwowo wyłamał palce. Czyli jednak…

-Wiesz, że kiedyś bym powiedział… to po co pytasz… Jak przyjdzie na to czas to powiem, okej? Bo to nie jest ten moment. – podszedł do okna. Podparł się dłońmi o parapet.
 - Chciałam tylko spróbować, bo może jednak, ale skoro tak mówisz, to nie będę naciskać, tylko.. znam ją? – jeszcze jeden kroczek, mały kroczek.
 - Znasz – odwrócił się w moją stronę.
Miał szeroki uśmiech, a oczy były pełne iskierek miłości.
Szczęściara. Chyba każda dziewczyna chciałaby mieć takiego chłopaka…
Po dość bolesnym przeżyciu ostatniego związku, na razie nie szukałam przygód miłosnych, a teraz muszę się skupić na jednym…

-Będę chyba już szedł, jutro wyjeżdżamy na kolejne konkursy i dopiero się zobaczymy jak już wyjdziesz – podszedł do mnie.

 - Musi ktoś im pokazać jak się skacze, będę trzymać kciuki i myślę, że uda ci się stanąć na podium- mrugnęłam do niego.
Nachylił się i zostawił krótki pocałunek na moim czole, zawsze tak robił jak się żegnaliśmy…
 -Dobranoc Chiara.
- Dobranoc Michael – teraz mogłam spokojnie zasnąć.


__________________________________________________________________________________
Jest i jedynka. Mam nadzieję, że się spodoba.Życzę również Wesołych Świąt Wielkanocnych ;)Liczę na szczery komentarz pod tym rozdziałem :)Pozdrawiam ;*



piątek, 27 marca 2015

Prolog


Siadam na belce, sprawdzam zapięcie nart.
Poprawiam gogle, patrzę uważnie na trenera,
daje znak, że mogę ruszyć.
Odpycham się mocno i jadę wzdłuż rozbiegu .
Dojeżdżam do progu i się wybijam z całych sił. 
Nagle tak jakby czas się zatrzymał, moje wszystkie mięśnie napinają się boleśnie i tylko co mogę zrobić, to się ratować.
Wymachuję sprawnymi rękoma we wszystkie strony.
Nie mogę nic innego zrobić i to jest najgorsze, jestem bezsilna.
Całe moje ciało spotyka się z twardym zeskokiem, ból jest jeszcze gorszy.
A najgorszy wzdłuż całego kręgosłupa.
Nie mogę otworzyć oczu, słyszę wokół siebie krzyki, które z chwilą cichną.
Nieustępujący ból powoduje, że tracę przytomność.

~*~
Uczucie, które górowało przed salą operacyjną, to tylko i wyłącznie bezradność i strach. Strach o to, że operacja może się nie udać, że nie będzie można już nic zrobić.
Matka dziewczyny cichutko szlochała w ramię swojego męża.
Jeden z braci chodził lekko zdenerwowany tym ile to już trwa.
Drugi siedział na plastikowym krzesełku przecierając co chwilę zmęczoną już twarz,
  a obok niego siedział jej przyjaciel, jak i jego samego.
Nerwowo wyłamywał palce, a oparta głową o ramie blondyna ich przyjaciółka,
  powoli usypiała.
  Wtedy z Sali wyszedł lekarz prowadzący zabieg.
Wszyscy się ożywili i wstali na równe nogi, ojciec dziewczyny pierwszy zabrał głos.
-Co z nią? – zapytał, nie myśląc jak to może zabrzmieć, bo na tę chwilę córka była da niego najważniejsza.
-Operacja się udała, to bardzo silna dziewczyna, wszystko jak na razie jest w porządku, lecz  zostawimy ją na kilka dni w śpiączce. – powiedział zmęczony.
Wszyscy lekko odetchnęli. – zaraz pacjentka zostanie przewieziona na swoją salę, będziecie mogli państwo na chwilę do niej wejść, ale nie na długo. – poprawił swoje okulary na nosie i odszedł.

~*~

Zmartwiona matka gładziła ręką dłoń córki.
W głowie miała tylko jedną myśl „Co ona nawyprawiała’’.
 Reszta osobników wpatrywała się ze smutkiem to na twarz dziewczyny,
  to na pikające maszyny.
Na salę weszła pielęgniarka.
-Powinni państwo już wyjść. – podeszła podłączyć kroplówkę.
-Za momencik wychodzimy.- odezwał się mężczyzna. Pielęgniarka przytaknęła głową, dokończyła swoją czynność i opuściła salę.
Kobieta wstała, popatrzyła jeszcze na córkę,
  po czym ruszyła do drzwi, a za nią jej mąż i synowie.
Przyjaciółka podeszła do niej, szepnęła na ucho i jak reszta, wyszła.
 Został jeszcze blondyn. Najlepszy przyjaciel.
  Podszedł do łóżka i na czole przyjaciółki złożył krótki pocałunek.
 -Wszystko się ułoży, zobaczysz.- uśmiechnął się blado.
Przejechał dłonią po jej długich, jasnych włosach. – obiecuję – wyszeptał i skierował się do drzwi.

__________________________________________
Zapraszam na coś nowego, prolog krótki, ale rozdziały postaram się pisać dłuższe.
Proszę o szczere komentarze, bo naprawdę, to daje kopa na dalsze pisanie
Pozdrawiam ;*