piątek, 19 lutego 2016

Dwa



 „Najważniejsze rzeczy w życiu nigdy nie zdarzają się przez przypadek. Ale nawet przy tych, które są nieuchronne, trzeba trochę poczekać, a nawet czasami odrobinę im pomóc..”


  Życie nie zawsze było piękne, wysłane płatkami róż.
Były chwile bólu, rozczarowań, smutku, ale także nieopisanej radości.
Były zwycięstwa, ale też porażki…  Były wzloty i upadki…
To wszystko uciekało z chwilą, jak za klaśnięciem dłońmi…
Nie na wszystko było się gotowym.



         ***


Teraz siedzę w samochodzie razem z tatą, a kierunek jest jeden - klinika.
Będę wracała do pełnej sprawności, można by powiedzieć, że będę się od nowa uczyła chodzić.
Tak jak to było na początku mojego życia…
Pogoda na zewnątrz jest wyśmienita, jak na połowę marca.
Bezchmurne niebo, temperatura powyżej zera.
Samochód zatrzymuje się pod dość sporym budynkiem.
Tata wychodzi z samochodu i wyjmuje wózek, po czym go rozkłada.
Otwiera drzwi po mojej stronie, bierze mnie na ręce i usadawia na wózku. Łapie za rączki mojego tymczasowego "przyjaciela" i prowadzi do ośrodka.
Czekają mnie długie tygodnie rehabilitacji i choćby nie wiem co miało się dziać, nie będę się poddawać.

                                                                    ~*~

Pobyt w klinice leci nieubłaganie szybko. Postępy w rehabilitacji są coraz większe.
Mogę ruszać palcami u stóp i z dużą pomocą rehabilitanta, mogę przejść po sali.
Moje samopoczucie również się polepszyło. Z wielkim bólem pogodziłam się z faktem, że rozdział „skoki narciarskie”  w moim życiu został definitywnie zamknięty.
Uśmiecham się jak kiedyś.
Najwięcej pomogły mi rozmowy z przyjaciółmi, w głównej mierze to zasługa Michaela i Sophie.
Nie licząc mojego brata, to oni znają mnie najlepiej, czasami mam wrażenie, że lepiej niż ja sama.
W wolnej chwili uwielbiałam rysować i nadal uwielbiam.
Jest to moja wielka pasja od dzieciństwa.
Gdy chciałam się uspokoić, czy uciec gdzieś myślami, brałam do ręki szkicownik i ołówek.
 Tak i było w tym momencie.
Piękny bukiet kwiatów, który stał w wazonie na małym stoliczku, został przeniesiony na białą kartkę.
 Słyszę ciche pukanie, a za chwilę blond czuprynę wystającą zza drzwi.
 Nigdy nie czekał, aż powiem proszę.
Wiedział, że zawsze go wpuszczę, nieważne jak się wtedy czułam.
Uśmiechnęłam się szeroko na jego widok, nie widzieliśmy się tydzień…
Schowałam szkicownik pod poduszkę.
 Usiadł na łóżku obok moich nóg. Ucałował mnie w czoło na powitanie, co robił zawsze.
Momentalnie wtuliłam się w jego tors, co się spotkało z rozbawieniem przyjaciela.
 -Też się stęskniłem mała – pogładził mnie po plecach ręką.
-Nawet nie wiesz jak mi tu nudno samej- opadłam na łóżko – ta ciągła cisza jest okropnie wkurzająca i za dużo czasu na rozmyślanie. Wiesz, że tego nienawidzę. –spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. Wpatrywał się nieokreślony punkt za oknem.
-Wiem, że nie lubisz tego, ale musisz przez to przejść, jesteś silna i dasz radę, bo wierzę w Ciebie. – Przeniósł wzrok na moje oczy. Złapał delikatnie moje dłonie i je uścisnął.
Tak chciał potwierdzić swoje słowa.
A ja mogę mu zaufać, bo robiłam to już mnóstwo razy i nigdy się nie zawiodłam.  -Dziękuję, że znów we mnie wierzysz – Przymknęłam delikatne powieki. Uśmiech zagościł na moich ustach, bo pomimo tego co się wydarzyło, jestem szczęśliwa.  – Ale wiesz co? Następnym razem możesz wcześniej przyjść i zabrać ze sobą Sophie, bo zaraz mam ćwiczenia. – Niestety tą przyjemną chwilę musiałam przerwać, bo właśnie nadchodził czas moich ćwiczeń.

Jak na zawołanie do mojej sali wszedł lekarz który prowadził zajęcia. Nie powiem, było to przystojny facet po trzydziestce. Miał również żonę z czego się dowiedziałam, i małego synka, który kiedyś tu był. Bardzo uroczy chłopczyk podobny do tatusia.
- Oj, chyba przeszkodziłem, ale niestety nadchodzi czas na ćwiczenia Chiara - uśmiechnął się przepraszająco. Kiwnęłam twierdząco głową, przytuliłam się na pożegnanie z przyjacielem i poprosiłam go by pomógł mi się znaleźć na wózku.
Po chwili zostałam przewieziona na salę gdzie odbywały się ćwiczenia. Jak tu wjeżdżałam, zawsze myślałam, o swojej rodzinie i przyjaciołach.Byli dla mnie motywacją, by się z tego podnieść i do nich wrócić.
 Nie ważne ile bym tu przesiedziała czasu, ale muszą być rezultaty i po każdych ćwiczeniach muszę się uśmiechnąć i powiedzieć sobie "dałam radę" , kolejnego dnia zrobić dokładnie to samo.

5 tygodni później ...

Ja jestem z siebie dumna, On jest ze mnie dumny i Ona, a nawet cała rodzina.
Jestem szczęśliwa, bo właśnie jutro nadchodzi dzień w którym wychodzę do domu. A dlaczego?
 Bo się nie poddałam, dzięki temu mogę normalnie funkcjonować, może nie śmigam jak to było przed, ale chodzę. Nareszcie mogę robić to o własnych siłach, nie przy pomocy przyjaciół, pielęgniarek czy lekarzy.

Słyszę ciche pukanie, podnoszę się i mówię proszę. Do pomieszczenia wchodzi uśmiechnięta mama.
Podchodzi do mnie i przytula z całych sił. Jest szczęśliwa, wiem to, już nie widzę tego bólu w oczach gdy na mnie patrzy.
 -Przyniosłam Ci ubrania na jutro, bo mnie niestety nie będzie, a chciałam się jeszcze z tobą zobaczyć, pewnie przyjedzie po Ciebie Michael z Gregorem. - gładziła moje włosy dłonią. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej na wieść, kto jutro zawita. - Tylko musisz im napisać dokładnie o której mają przyjechać. - przytaknęłam delikatnie głową na znak zgody.
Gdy moja rodzicielka wyszła postanowiłam się już pożegnać z osobami, z którymi się najbardziej zżyłam przez ten czas.  

Nie pomyślałabym nigdy wcześniej, że przywiąże się do tego miejsca, do tych ludzi aż tak bardzo.
Jeszcze przed przyjazdem tutaj myślałam, że  będę miała gorsze wspomnienia, życie mnie zaskoczyło kolejny raz. To właśnie zasługa tych sympatycznych ludzi z którymi miałam zajęcia, bądź spędzałam wolne chwile.
Najpierw poszłam do Davida, ma on 13 lat i jak się okazało jest on wielkim fanem mojego brata. Bardzo sympatyczny chłopak, któremu wypadek samochodowy pokrzyżował marzenia.
Trenował on snowboard i nie wiadomo czy powróci do tego sportu.
Zapukałam delikatnie w drzwi jego tymczasowego pokoju, gdy powiedział „proszę” weszłam do niego. Uśmiechnął się na mój widok. Podeszłam do jego łóżka. Czytał jakąś książkę, prawdopodobnie biografię jakiegoś sportowca.
 -Jak się czujesz? – podstawowe nasze pytanie, to to o samopoczucie.
 -Coraz lepiej, dziękuję. A Ty chyba już wychodzisz do domu, to nawet nie chcę pytać, bo na pewno czujesz się świetnie. – Tak to prawda, czuję się doskonale z tą myślą. Ten chłopak wie to doskonale, sam chce już wyjść, ale jeszcze jego rehabilitacja trochę potrwa.
 - Zgadłeś, jest świetnie, bo jednak tęsknię za najbliższymi. Trochę tu siedziałam, więc to oczywiste. – Uśmiechnęłam się na myśl, że wrócę do swojego domu. Był on niezastąpiony, a mój pokój był najlepszym miejscem w tym domu.
 - Kto po Ciebie przyjedzie? – zapytał z wielką nadzieją w oczach widział to doskonale, zaśmiałam się cicho.
 - Mój przyjaciel i brat . – poruszyłam znacząco brwiami, trochę się zawstydził, ale widziałam ten błysk w oku.
 - A mogłabyś.. – nie dałam mu skończyć .
 - Tak przyjdę tu z nim i będziesz mógł porozmawiać .- dźgnęłam go lekko w bok, a on mocno mnie przytulił.
 -Dziękuję, że spełnisz moje marzenie. Ale wiesz co? .- pokręciłam przecząco głową i spojrzałam na niego. – Ja się mocno dziwię, że Ty nie masz chłopaka, przecież jesteś taka cudowna, noo i śliczna.- uniósł delikatnie jeden kącik ust, a ja się chyba zrumieniłam. Nigdy nie słyszałam takich szczerych słów, a szczególnie od takich młodych osób.
 - Jeszcze przyjdzie na to czas młody, ale dziękuję za te słowa i chyba będę musiała już iść, bo chciałam się jeszcze pożegnać z paroma osobami. – wstałam powoli i skierowałam się do drzwi.
 -Do zobaczenia David. –pomachałam lekko i wyszłam. Zadziwia mnie ten chłopak, ale tak pozytywnie.
Pożegnanie jeszcze z kilkoma osobami zajęło mi mnóstwo czasu, ale także siły, a spać położyłam się z wielkim uśmiechem na twarzy.

~*~

Trochę mnie tu nie było, ale wybaczcie ;(.
Jak obiecałam na koniec grudnia, tak dotrzymałam słowa ;D Jest wygrana – jest rozdział :p
Myślałam, że trochę wcześniej się to stanie, ale lepiej późno niż wcale.
Mam nadzieje, że kolejny będzie jak najszybciej .
 Standardowo liczę na komentarz pod rozdziałem.J
Pozdrawiam i całuję ;*